4-6 dzień - Wyprawy rowerowe

Wyprawy rowerowe
Title
Przejdź do treści
Wyprawy z dziećmi > Dolinami Austrii 2018


Dolinami Austrii - sierpień 2018


Dzień 4 : Pille – Zell am Ziller - 48 km

Ruszyliśmy sobie z rana w trasę. Cofaliśmy się kawałek trasą wzdłuż rzeki Inn, aby dotrzeć do kolejnej malowniczej doliny. Trasa nie była wymagająca, ale parę górek do pokonania było. Gosia zgłaszała jakieś problemy z rowerem, ale je zignorowałem, gdyż po sprawdzeniu wydawało mi się, że wszystko gra. Przyczyny niepokoju małżonki co do roweru nie znalazłem, co w kolejnej godzinie niestety się zemściło. Pękł jej łańcuch. Po w miarę szybkiej naprawie już nie słyszałem reklamacji dotyczącej działania roweru. Zaopatrzyliśmy się w sklepie w jedzenie i ruszyliśmy w stronę Zell am Ziller, które tego dnia było naszym celem. Dzień minął nie tylko na jeździe rowerem. Sporo czasu spędziliśmy w rzekach. Jedno z zejść do rzeki miało zrobione z dopływu do tej rzeki jakby mały basen. Fajna forma zrobiona z kamieni. Urok tego miejsca był zauważony nie tylko przez nas. Jeszcze parę osób z tego korzystało. Pogoda sprzyjała kąpielom. Temperatura wody oczywiście było typowa dla górskich rzek, czyli bardzo zimna. Czas mijał i nasze ciała zaczęły też domagać się jedzenia. Więc w tych pięknych okolicznościach nie zaszkodziło zrobienie obiadu na kuchence. Nic nie zapowiadało, że ten piękny dzień skończy się burzą i deszczem. Jak dotarliśmy do kempingu, aby sprawdzić ceny i warunki, to właśnie pogoda spowodowała, że właściwie nie zostało nam nic innego jak się rozbijać bo za chwilę możemy zmoknąć. Szkoda, ponieważ mimo że miał basen to się zrobiło za zimno, poza tym był nie wiadomo czemu najdroższym na naszej trasie.

Dzień 5: Zell am Ziller – Krimml - 15 km

Z samego rana rodzina skoczyła do basenu. Tak zaczęliśmy dzień budząc nasze ciała do życia. W międzyczasie po deszczu namiot mógł sobie spokojnie wyschnąć. Ten dzień był bardzo ważny organizacyjnie, bo mieliśmy się dostać na przełęcz Gerlosspass 1531 m.n.p.m. Jest to przełęcz, która oddziela dwie ważne alpejskie doliny. My chcieliśmy jechać teraz drugą przy rzece Salzach, ale właśnie pasmo gór je oddziela. Prowadzi tam droga przez przełęcz Gerlospass i Gerlosplatte 1621 m.n.p.m. Podjechaliśmy na dworzec autobusowy, gdzie jeżdzą autobusy także na przełęcz. Zebrało się całkiem sporo osób, więc miałem wątpliwości czy nas kierowca zabierze. Jak wszystko zdjeliśmy z rowerów trochę rzeczy się uzbierało, wzbudzając przerażenie oczekujących pasażerów. Autokar podjechał, ludzie weszli, a my ostatni czekaliśmy, aby przedstawić naszą sytuację kierowcy. Na szczęście kierowca był normalny, autobus miał też spory, posiadał luki bagażowe. Osobiście otworzył wszystkie bagażniki i także osobiście nam pomógł się załadować. Wszystko zajęło nam może 5-6 minut i byliśmy w autobusie. Jest, udało się, cieszyłem się bardzo, że kolejna część planu wyjazdu wypaliła. Na górę było 17 km, autobus jechał ten odcinek całą godzinę. Po drodze część pasażerów wysiadała, a my podziwialiśmy widoki z okien. Nie byłaby to fajna wycieczka na górę z przyczepką na tej drodze bez pobocza z autami. Wysiedliśmy na górze na przełęczy, a autobus pojechał w stronę hotelu i wyciągu narciarskiego, które mieści się przy Konigsleiten. A my znaleźliśmy się dokładanie 956 metrów wyżej. (Zell am Ziller 575 m.n.p.m.) Ten dzień w sensie jazdy miał być krótki i był. W planie był zjazd z przełęczy oraz zwiedzanie wodospadów Krimml. Wodospad ten ma 380 m wysokości (od 1470 m n.p.m. do 1090 m n.p.m.), co czyni go jednym z najwyższych w Europie. Składa się z 3 progów, z których pierwszy i zarazem najwyższy ma wysokość 140 metrów, dwa kolejne są nieco niższe. Widziałem go już raz, miałem marzenie zobaczyć go jeszcze raz. Okazało się, że czeka nas jeszcze pokonanie różnicy wzniesień 100 metrów w górę, gdzie zjedliśmy sobie spaghetti zrobione na kuchence. Dopiero po krótkim instruktażu dla mojej rodziny jak mają zjeżdżać, zaczęliśmy może krótki, ale ostry i wbrew pozorom niebezpieczny epizod naszej wyprawy. Odcinek tej drogi jest kręty i mocno w dół i do wodospadów droga przewija się jak wąż, oferując po drodze piękne widoki m.in. właśnie na wodospady Krimml, które stąd wyglądają na niewielkie. Hamulce były gorące. Dziewczyny spisały się na medal i zjeżdżały płynnie i bez szaleństw. Ja z przyczepą też się nie wygłupiałem, niewielki mój błąd lub awaria hamulca mogłaby się skończyć tragicznie. Zjechaliśmy. Zostawiliśmy rowery i poszliśmy oglądać wodospady. Krimml z tej perspektywy już nie był taki mały jak u góry z drogi. Potężna ilość wody generuje hałas i taką wodną mgiełką, powodując, że wszystko jest mokre. Poszliśmy na spacer wzdłuż wodospadów. Sporo czasu tam spędziliśmy. Widoki piękne. Spacer był jednak nieco męczący. Miałem wrażenie, że bardziej się rodzice zmęczyli niż dzieci. Zaczęliśmy wracać do rowerów. Niespodziewanie pogoda zaczęła się szybko zmieniać. Zaczęło wiać, następnie kropić. Zarządziłem szybki powrót do rowerów i spróbowanie ucieczki przed burzą , jadąc dalej w dół. Byliśmy dalej na wysokości około kilometra, więc zjazdu czekało nas jeszcze sporo. Była już też taka godzina, że powoli trzeba byłoby rozglądać się za noclegiem. Niestety szybka ucieczka była błędną decyzją. Ja będąc już spokojny o dziewczyny, gdyż zjazd był prosty a nie kręty, pociągnąłem do przodu, gdzieś w okolicach 60 km/h. Po jakimś czasie się zatrzymałem, bo straciłem z oczu dziewczyny. Jedno z aut się zatrzymało i byłem w szoku. Wypadek! Powolnym tempem gdyż było mocno pod górę i trochę obciążony dotarłem do dziewczyn. Pozbierałem sprzęt z drogi, małżonka była cała, ale córka leżała. Powoli na drugą stronę gdzie był chodnik przeniosłem rzeczy, potem pomogliśmy córce, położyliśmy ją i obejrzeliśmy. Kierowcy oferowali pomoc, pogotowie itp. ale my stwierdziliśmy, że najpierw zobaczymy czy faktycznie trzeba. Na szczęście mimo, że upadek był przy dużej prędkości, ochronił ją kask. Skończyło się na zadrapaniach w wielu miejscach, więc obklejona w plastrach i kulejąc wstała i poprowadziła nawet swój rower w miejsce gdzie zostaliśmy na spanie. Byłem z niej w tym momencie już dumny, sama szła i prowadziła swój rower. W międzyczasie jak odpoczywała ja pytałem o nocleg. Niestety nikt nie chciał się zgodzić na rozbicie namiotu. Dopiero, gdy Gosia poszła do jednego z najbliższych nam budynków, do którego wrócił gospodarz, mimo, że bardzo nieufnie  zgodził się na rozbicie namiotu. Dzięki temu dosłownie kawałek od miejsca wypadku, znalazło się miejsce do wypoczynku i obserwacji córki. Rano mieliśmy podjąć decyzje co dalej. Od żony dopiero dowiedziałem się, że przyczyną wypadku był nagły podmuch bocznego wiatru, który ja nie czułem, bo byłem cięższy i załadowany. Lekkie dziecko z rowerem straciło równowagę, zwłaszcza, że jechała szybko. Noc minęła spokojnie. Z namiotu mieliśmy piękny widok.

Dzień 6: Krimml – Mitterstill - 35 km

Rano jeszcze nie wiedziałem, co tego dnia będzie i czy pojedziemy dalej, jeśli tak to ile kilometrów albo czy też rowerami. Ale przespana noc i wypoczynek zrobiło swoje. Karolina była obolała, ale już nawet humor miała. Dzień był pochmurny z przelotnymi opadami. Ale widoki z chmurami nisko zawieszonymi wyglądały pięknie. Tempo jazdy spadło, celowo jechaliśmy wolniej i patrzyliśmy jak tam nasza pociecha. Dawała radę  nadspodziewanie dobrze. Dzień minął na spokojnej jeździe, wypoczynku, zakupach. Zjazdy stały się wolne, bardzo wolne. Córka dla pewności teraz hamowała na każdym zjeździe. Potrzebowała czasu i ten czas był.


Wróć do spisu treści