Menu główne:
Brandenburgia -
Mieliśmy ochotę wyskoczyć na rowery, ale gdzieś niedaleko. Kusiły mazurskie lasy i jeziora. Ale różne nie zawsze pozytywne skojarzenia z wyjazdów po krajowych drogach, skłoniły nas do obejrzenia „Mazur Niemieckich”, konkretnie Brandenburgii. To był dobry wybór -
1. dzień: Oberucksee -
Ruszyliśmy załadowani z kempingu w Warnitz. Pogoda jest dobra, słoneczna, jedynie dość mocno wieje. Rozkręcamy się powoli i od razu przekonaliśmy się, że Brandenburgia płaską krainą nie jest. Było górek trochę do pokonania.
Szlak rowerowy prowadzi bocznymi, mało ruchliwymi drogami. Mijamy jeziora i lasy. Zatrzymujemy się też na moczenie nóg i nie tylko, w mijanych akwenach wodnych. Dotarliśmy głodni do miasta Prenclau. Tam najpierw zjedliśmy sobie dobry obiad w tureckiej knajpie. Miasto zwraca uwagę z daleka widocznymi wieżami kościoła i bramami. Postanowiliśmy zobaczyć okolice z wież wysokiej świątyni. Wieże mają po 68 metrów, więc jest po czym wchodzić na górę. Widoczność jest wyśmienita. Atrakcją była gołębica, która na przejściu między wieżami wysiadywała jaja pod przechodzącymi nad nią turystami.
Po opuszczeniu miasta wjechaliśmy w rejon bez jezior. Otaczały nas tylko pola uprawne i trochę lasów. Zbliżał się koniec dnia, więc rozbiliśmy namiot za polem kukurydzy przy lesie. Las przywitał nas przechodzącymi jeleniami i sarnami.
2. dzień: Gollnitz
Wstaliśmy rano, szybko zwinęliśmy nasze obozowisko, aby nie wzbudzać podejrzeń. Kilka kilometrów dalej przy przydrożnym stoliku zjedliśmy spokojnie śniadanie. Ten dzień obfitował w zróżnicowanie pogodowe i terenowe. Było chłodniej, świeciło słońca, co jakiś czas trochę popadało. Pagórkowaty teren był piękny. Czasem szlak prowadził przez eleganckie asfalty, nieraz przez tereny dawnych linii kolejowych, a nieraz po kamienistych drogach.
Droga przez las na dawnej linii kolejowej była bardzo fajna. Przy drodze rosły jeżyny, którymi się trochę posililiśmy, a atrakcją był stary pękający wiadukt.
Kemping znaleźliśmy nad jeziorem. Był niedaleko miasteczka, gdzie zrobiliśmy sobie zakupy i zjedliśmy coś ciepłego. Jezioro było pod nosem, więc kąpiele, zabawy, a także karmienie miejscowych osłów.