Menu główne:
Francja 2015 -
Dzień 4. -
Rano okazało się, że wszystko jest zamarznięte. Krople rosy na rowerach, trawie i namiocie także. Więc był jakiś przymrozek, a słońca nie było długo widać, zanim wynurzyło się zza góry.
Po śniadaniu, od razu pod górę na pobliską przełęcz Col de Lachau (1337 m. n.p.m.). Na przełęczy zobaczyliśmy muzeum -
Ogromna, w miarę równa dolina była pięknie widoczna z przełęczy. Była też dobrym polowym lotniskiem, dlatego też te walki miały miejsce.
Później zajechaliśmy do miasteczka -
Na noc zajeżdżamy na jedyny na tym wyjeździe kemping z ciepłym prysznicem w St. Jean en Royans.
Pustymi rowerami zwiedzamy miasteczko i kupujemy rzecz jasna bagietki.
Dzień 5. -
Tym razem noc była ciepła, choć padało. Jedziemy w stronę Saint Laurent en Royans.
Ale najpierw zmierzamy ślepą drogą do monastyru prawosławnego (St. Antoine le Grand). Droga bardzo malownicza i nie było mocno pod górę. W drodze zauważyliśmy las przy rzece. Jest tak niesamowity, zarośnięte drzewa wyglądają jak z jakiejś krainy baśni. Przy tej wilgoci i zieleni słychać było tylko szmer wody, która spływa po skałach. Pięknie. W tych okolicznościach zjedliśmy obiad.
Opuściliśmy to piękne miejsce i pojechaliśmy do Pont en Royans. Miasto to zrobiło wrażenie także na moich towarzyszach. Faktycznie ładnie położone, nad rzeką, robi wrażenie. Momentami to się zastanawiałem, że ludzie nie boją się tam mieszkać -
W tych pięknych okolicznościach oczywiście pojedliśmy. Spanie postanowiliśmy zorganizować pod Marcellin na dziko, obok nieczynnego kempingu.
Zachód słońca był piękny. Pojeździliśmy pustymi rowerami w okolicy, aby podziwiać miejscowe domy, ogrody kwiatowe, sady orzechowe (orzech włoski), drogi...
Dzień 6. -
Przekroczyliśmy rzekę Isere, aby zobaczyć jak wygląda pejzaż i widok z daleka na masyw skalnego parku narodowego Vercors. Widoki są przepiękne, słońce oświetla skały, na których tle niebo mieni się różnorodnymi barwami, trudnymi wręcz do wyobrażenia.
A podjazdy wcale nie mniejsze. Na zielonej łące przy drodze, z widokiem na okolicę, zrobiliśmy przerwę na dłużej. Bagietka została pochłonięta bez problemu.
Już z obrzydzeniem, chłopaki jedzą czarny chleb który wieziemy z Polski. Był tak zbity, gęsty, że kilka kromek wystarczyło, aby się najeść. To miała być jego zaleta na głód i brak sklepu. Okazało się, że zwyczajnie po tygodniu nie można niego patrzeć, wiedząc, że można zjeść świeżą bagietkę.
Powoli wróciliśmy do auta. Mieliśmy zamiar zobaczyć jeszcze zamkniętą drogę i nieczynny tunel, który gdzieś tam był w planach i był na górze, ale chłopacy nie chcieli tam pedałować.
Okazało się później, że trzeba było być z drugiej strony, ponieważ droga została tak zasypana przez góry, że przejście piechotą okazało się raczej mocno niebezpiecznym. Postanowiliśmy więc spokojnie sobie wracać autem.
Ogólnie plan został zrealizowany. Wyspaliśmy się jeszcze na parkingu przy autostradzie po minięciu Grenoble pod namiotem i z rana ruszyliśmy do domu.
Przełęcze przez które przejeżdżaliśmy:
Col de la Portette 1175 m.n.p.m.
Col du mont noir 1431 m.n.p.m.
Col de Rousset 1254 m.n.p.m.
Col de la Chau 1337 m.n.p.m.
Chaud Clapier 1431 m.n.p.m.
Col de Romeyere 1069 m.n.p.m.
Col de la Croix 628 m.n.p.m.
Col du Cognet 552 m.n.p.m.
Col de St-