Menu główne:
Kaszubska Marszruta -
3. dzień: Czernica -
Rano chłodek. Po śniadanku ruszamy w drogę. Droga rowerowa to ciągłe podjazdo-
W mieście znajdujemy super restaurację "Staromiejską", gdzie bez problemu możemy wjechać rowerami na podwórko, do części pod parasolami, z małym placem zabaw dla dzieci. Mało tego, ceny są bardzo przystępne.
Jedziemy dalej do Czerska, gdzie jemy lody. Droga już jest trochę nudna w tej części. Po obiedzie i po lodach na nudnej drodze przysypiamy podczas jazdy. Dojeżdżamy na tzw. kemping do miejscowości Ostrowite nad jeziorem.
Karolina bije swój rekord robiąc 33 km. Po drodze Michał wyrzuca czapeczkę, którą uznajemy za zgubioną, ponieważ zauważamy za późno ten fakt.
Pole namiotowe, na którym jesteśmy sami, nadaje się tylko do krytyki za stosunek jakości do ceny. Toalety są, ale prysznice i umywalki z zimną wodą, a miała być ciepła. Tak nas poinformowano. Teren otwarty, nieogrodzony. Osoba mająca opiekę nad miejscem znika o 19 i można sobie pytać i szukać "mrówki w piasku" aby o coś zapytać.
Kąpiel w jeziorze i tak nie nastawia nas pozytywnie do tego miejsca. "Obiecanki cacanki". Obiecuję sobie, że po powrocie zgłoszę ten fakt w odpowiednim urzędzie.
4. dzień: Ostrowite -
Rano jakaś Pani sprzątająca mówi, gdzie możemy znaleźć ciepły prysznic. Korzystamy z tego, choć niesmak do miejsca pozostał.
Po drodze znajdujemy zgubioną przez Michasia czapeczkę.
Dalsza droga jest ładna, w większości przez las. Pogoda idealna, nie za ciepło i nie za zimno. Skończył nam się gaz, więc chcemy użyć tego co mamy w zapasie. Niestety nie wiadomo czemu kartusz nie chce ruszyć i już. W Czersku robimy przymusowy postój na poszukiwanie gazu zastępczego, a przy okazji rodzina korzysta z lodów.
Znajdujemy gaz typu butan w sprayu do grilla. Dobre i to, dobrze, że kuchenka to "bierze". Pierwsze odpalenie tego butanu piękne nie jest, bucha płomień, parę włosków mi przypalił, ale później już go opanowuje. Zauważam, że butan jest jakby mniej spokojny przy odpalaniu i trzeba bardziej ostrożnie. Ale obiady się dobrze robił i gaz ten starcza nam do końca wyjazdu.
Kierujemy się w stronę Zapory Mylof, gdzie jest pole namiotowe i dobre pstrągi na obiad. Faktycznie ryba smakuje wyśmienicie. Namiot rozbijamy obok leśniczówki. Pan leśniczy bardzo fajny gość, pokazuje co, gdzie i jak, za niewielką opłatą możemy sobie siedzieć i korzystać.
Jest klimatyczny prysznic i toaleta, wszystko czyste i działające. Obok mamy też krany z zimną woda do bieżącego użycia. Pod wieczór robimy sobie ognisko i pieczemy kiełbaski. Jest super. Dzieciaki śpią i nikt nie przeszkadza.