Menu główne:
Długi weekend prawie majówkowy -
1. Dzień: Brudzew -
Jak się rozpakowujemy z auta, to leciutko kropi. Jednak niezrażeni zbieramy się w trasę. 15 km przed Uniejowem zaczyna padać deszcz, który z mżawki zmienia się w ulewę. Po drodze mamy chyba z 6 postojów związanych z karmieniem młodego, a przy okazji i siebie.
Jeden z pierwszych postojów mamy przy kościele gdzie odbywa się pogrzeb jakiegoś strażaka. Wokół strażacy, wozy strażackie, dużo aut. My wyglądamy tam jak UFO. Ale gdzieś musimy z boku usiąść przebrać młodego i go nakarmić. W końcu siedzimy, a w tle słychać msze. Pogrzeb kończy się wraz z końcem karmienia, więc grzecznie za całym pogrzebem powolnym tempem ruszamy przed siebie. To są klimaty...
Ubieramy się w folie przeciwdeszczowe, humory dopisują, więc ubaw mamy po pachy. Gosia ma niebieski worek na sobie i niebieski na torbie na kierownicy, więc najbardziej wygląda jakby była ubrana w worek na śmieci. Ja mam czerwony, a Karolina żółty z moim czerwonym paskiem. Michał oczywiście może mieć to w nosie, bo na niego nie pada i nie wieje. Folia na przyczepce działa.
Dojeżdżamy do Uniejowa. Patrzą na nas z jakimś niedowierzaniem, jak na małpy w zoo.
Lokum czeka, a Karolinka zaraz zaprzyjaźnia się z dzieckiem gospodarzy.
2. Dzień: Uniejów, baseny termalne, zamek, park
Poranek długi, mży, ale potem przestaje padać i wychodzi słońce. Dzień poświęcamy na spacery po parku, zwiedzanie i zabawę na basenach termalnych.
Młody z Gosią są godzinę w wodzie, a ja z córką 2 godziny. Wymoczeni porządnie idziemy na obiad i lody. Wszystkim się bardzo podoba.
Atrakcją w parku jest biały paw.