Menu główne:
W foliach przez Bory Tucholskie -
Dzień 3. (41 km -
Ekipa wstała o dziwo również wcześnie jak dzień poprzedni. Super...Ten dzień rowerowo był bardziej urozmaicony pod względem dróg. Mniej asfaltu, ale za to spokój. Troszkę ekipa przez to się „rozlazła", ale wynikało to z różnego tempa rowerzystów.
Karolina sobie jechała spokojnie z kolegą Sławkiem, dzięki czemu nie zauważyła nawe, kiedy skończył się gorszy etap drogi. Ja musiałem jechać równo, ostrożnie i raczej bez przerw, ponieważ Michał zasnął w foteliku. A syn ma wbudowany chyba czujnik ruchu i jak tylko się zatrzymałem to zaraz marudził. Więc jechałem po dziurach dalej a ten smacznie spał w bujającym go foteliku.
Po południu dojechaliśmy na kemping w Ocyplu. Pogoda niestety nie rozpieszczała. Jakby tego było mało nie mogliśmy zjeść na ciepło tego, co chcieliśmy w barze, bo menu było już nieaktualne. Za to był czas na miłe wspólne spędzenie czasu przez dorosłych i dzieci.
Mimo deszczu dzieci bawiły się na placu zabaw, a my po dachem sobie jedliśmy i gadaliśmy. Michał oczywiście próbował znaleźć takie samo auto do jazdy jak z poprzedniego kempingu. Musiał się zadowolić innymi atrakcjami.
Na kempingu czekała na mnie nowa opona przesłana przez kolegę, która też była oporna w układaniu się na feldze. Ale wspólnymi siłami z kolegami ułożyliśmy ją perfekcyjnie i w końcu bez bicia opony mogłem jeździć dalej.
Dzień 4. (45 km -
Poznana ekipa znów nas zaskoczyła pozytywnie, byli gotowi do jazdy tak jak my, wcześnie rano. Wyjechaliśmy razem, ale ten dzień jechaliśmy wspólnie tylko parę kilometrów. Rozdzieliliśmy się od grupy, ponieważ Ci mając krótsze urlopy jechali już w kierunku Tucholi, a my pojechaliśmy dalej w kierunku na Kościerzynę. Jak się żegnaliśmy było trochę żal, a jeszcze się dziwili, że zjeżdżamy z asfaltowej drogi na drogę leśną (kierunek Czarna), jakby nam było mało dziur i piachów.
Zostawiając za sobą ekipę, pojechaliśmy dalej w głąb lasu, skrótem docierając leśnymi duktami do Starej Kiszewy. Po drodze zrobiliśmy sobie przerwę na małe co nieco zjadając ogromne ciasto drożdżowe z jagodami.
Zmienna nawierzchnia zrobiła swoje i Karolina przez jakiś czas na małym kawałku ruchliwej drogi musiała być podholowana. W lesie trochę byśmy się pogubili, gdyby nie fakt, że jechało akurat jakieś auto i się dowiedzieliśmy, że do Olpucha jedziemy dobrze, prosto przez las, po tej leśnej drodze. A mieliśmy wątpliwości.
W kolejnym sklepie zakupy, przerwa. Postanowiliśmy rozglądać się za noclegiem. Zajrzeliśmy do knajpy serwującej pierogi z dziczyzną, ryby itp. o bardzo fajnym klimacie. Miła Pani pozwoliła nam rozbić namiot przy swojej posiadłości, gdzie obok mieliśmy bieżącą wodę oraz toaletę. Klimat był bardzo przyjazny a my byliśmy zachwyceni.
Dzieci szalały po rozmieszczonych tam huśtawkach, ławkach i mostkach.