1-2 dzień - Wyprawy rowerowe

Wyprawy rowerowe
Title
Przejdź do treści
Wyprawy z dziećmi > Białowieża 2010

Wyprawa rowerowa Białowieża 2010


Zawarte tu informacje odnoszą się do wyprawy, która odbyła się w sierpniu 2010
(od 16 do 28 sierpnia).
Uczestnicy wyprawy to: 18-miesięczna wówczas Karolinka oraz my - jej rodzice: Gosia i Jurek.
Celem wyprawy było dotarcie do Białowieży i pokazanie naszej córce żubrów. Przede wszystkim jednak to wspólne spędzenie z rodziną czasu, którego tak brakuje w życiu codziennym.

Przygotowania:

Zaczęło się od listy potrzebnych rzeczy na wyjazd. Zasadniczy problem polegał na tym, że rower Jurka był już z tyłu zajęty przez fotelik dla 1,5 rocznej Karolinki. A sakwy z tyłu by się przydały. Przygotował więc bagażnik u mechanika, zespawano dwa proste, metalowe bagażniki w jeden. Wyszło coś, co po zamontowaniu na rower, stało się "wywrotką". Śmieszne proporcje zniknęły dopiero po zamontowaniu wszystkiego - czyli fotelika i sakiew - na rower. Ku naszemu zdziwieniu bagażnik spisywał się znakomicie.

Skompletowaliśmy różnej maści sakwy i się spakowaliśmy. Poza tym rowery były gotowe już wcześniej, sprawdzone i nasmarowane. Oprócz przygotowań sprzętowych, obserwowaliśmy i przyzwyczajaliśmy do roweru naszą małą pasażerkę. Kilka dłuższych wyjazdów w ciągu dnia i okazało się, że Karolinka kazała sobie wkładać kask na rower mimo, że wcale na rower nie zamierzaliśmy iść. Zapadła decyzja: jedziemy na dłuższy wypad. Do Białowieży z Wroczyńszczyzny koło Dąbrowy Białostockiej, na dwa tygodnie.

Dzień 1: Wroczyńszczyzna - Malawicze Górne 55 km

Rano zaczęło się nieciekawie. Nie ma powietrza w przednim kole Gosi. Pękła dętka w miejscu gdzie jest wentyl. Pierwszy problem jeszcze przed ruszeniem. Po zmianie dętki ruszyliśmy. Byliśmy nieźle załadowani, Gosia coś mruczała pod nosem i była przez pierwsze metry jakby zaskoczona, ale minęło to po pierwszym kilometrze. Odcinek był dość długi i niestety było bardzo upalnie. Ale okolice i ludzie nas rozpieszczali i szybko zapomnięliśmy o upale.
Jacyś ludzie gdzie chcieliśmy zrobić drzemkę dla małej udostępnili nie tylko swój ogród ale także nas napoili. Pojechaliśmy dalej zaskoczeni małym ruchem samochodów i spokojnymi wiejskimi pejzażami pełnych krów. Siedząca za mną Karolinka ciągle muczała na widok tych zwierząt, a na widok psów i kotów także szczekała i miauczała.
Po drodze kilka przerw na rozprostowanie kości oraz na jedzenie. Po całym dniu dotarliśmy do pierwszego naszego gospodarstwa agroturystycznego w Malawiczach Górnych. Karolinka zaczęła biegać po całym ogródku i chlapać się w misce z zimną wodą. Dzień minął, kąpiel i spać.
Dzień 2: Malawicze Górne - Krynki 38 km

Nasz naturalny budzik w postaci córki każe nam wstać przed 6. Córka pędzi do kasku… Jesteśmy już spokojni, że córce też się to podoba. Upłynęło trochę czasu zanim zdaliśmy sobie sprawę, że ten sposób spędzania czasu odpowiada naszej rodzince.pycha)Po regionalnym śniadanku przygotowanym przez właścicielkę gospodarstwa (domowe sery, chleb, mleko prosto od krowy, pycha) spakowani pojechaliśmy w dalszą trasę. Odcinek tego dnia miał być krótszy więc przerwy były dłuższe i zmieniła się pogoda, nie było już gorąco.
Pod drodze podziwianie meczetu w Bohonikach - pierwszego planowo oglądanego miejsca. Jednak nie spędziliśmy tam długiego czasu.
Oczywiście po drodze mała zasnęła w foteliku oraz zupę z naszej polowej kuchni. Drugiego dnia stwierdziliśmy, że zaskoczeni jesteśmy ukształtowaniem terenu. Widać działanie lodowca, które ukształtowało ten obszar Polski. Dla nas jednak było to ciągłe zjeżdżanie w dół i już nie takie fajne podjeżdżanie pod górkę. Nazwaliśmy to "podjazdozjazdami". Nie przepadaliśmy za nimi. Jednak dobre humory i znikomy ruch spowodowały, że niewiadomo kiedy dojechaliśmy do miasta z drugim co do wielkości rondem w Europie - do Krynek.
Rondo w Krynkach składa się aż z 13 dróg które połączone są okręgiem. W Krynkach nocleg mieliśmy w schronisku szkolnym, gdzie czekały na nas już Panie ze szkoły i były mocno zaskoczone obecnością najmłodszej uczestniczki, która akurat zasnęła w foteliku. Spała tak przed szkołą prawie godzinę. Przy okazji okazało się, że przyjechaliśmy później niż my mieliśmy przyjechać. Niezły ubaw. W tym czasie wyładowaliśmy rowery i udaliśmy się do naszej Sali z łóżkami. Byliśmy w szkole sami. Do wyboru 13 łóżek.
Po krótkiej relacji z naszego wyjazdu dla pań ze szkoły udaliśmy się do miasta. Krynki okazały się nieco inne niż sobie wyobrażaliśmy, ale jednocześnie zrobiło na nas wrażenie wspomniane rondo. Obejrzeliśmy synagogę oraz dość dokładnie obeszliśmy rynek, gdyż Karolince bardzo odpowiadał tamtejszy park na środku ronda oraz spotkany Pan. Pan ten jeździł na elektrycznym wózku inwalidzkim, miał mnóstwo guziczków i wydawał dźwięki, więc dziecku się bardzo podobała ta "zabawka". Człowiek był bardzo kontaktowy, więc równie kontaktowa Karolinka nie miała problemu z dialogiem. Dzień zakończył się w szkolnym schronisku, gdzie córka oglądała wszelkie dostępne zakamarki.
Wróć do spisu treści