7-8 dzień
Inne wyprawy > Architekrtura drewniania 2015
Szlakiem Architektury Drewnianej przy Beskidzie Niskim
7. dzień: Osiek Jasielski - Owczary - 45 km
Śniadanie ponownie zrobiliśmy przy sklepie, przy którym był stolik i ławka. Pani ze sklepu zaproponowała nam nawet herbatę i kawę z czego koledzy skorzystali, tym bardziej, że pani była atrakcyjna.
Dalej - kierunek Folusz! Droga do Folusza wiła się wśród pól, było pięknie. Folusz leży przy rzece Kłopotnica, co odebraliśmy jako znak czekających nas kłopotów. I faktycznie mieliśmy kłopot, aby przebić się na drugą stronę szczytu Magura Witkowska. Weszliśmy na teren Magurskiego Parku Narodowego i wzbijaliśmy się coraz wyżej. Najpierw jechaliśmy zielonym szlakiem pieszym, potem jechaliśmy, a w końcu szliśmy z całym sprzętem pieszym szlakiem czerwonym wzdłuż koryta wyschniętego potoku i ciągle w górę. W pewnym momencie było tak pod górkę jak to na czerwonym szlaku pieszym, że wciągaliśmy rowery na górę pomagając jeden drugiemu. Koledzy pytali mnie, za co skazałem ich na taką katorgę... Ale dotarliśmy na Magurę na wysokość 842 m. npm.
Następnie szalonym i ostrym zjazdem dotarliśmy do Bartnego. Widoki i klimaty były przepiękne. Droga pusta wśród pustych pól, co jakiś czas przelatywaliśmy przez błota i rzeczki. Mógłbym tak więcej i dłużej. Później jeszcze przedarliśmy się przez przełęcz Owczarską. Meta była w Owczarach, ale nie w namiocie, a w zapomnianym schronisku młodzieżowym. Schronisko wyglądało na opuszczone, zamknięte, ale w sklepie dowiedzieliśmy się, że działa, a klucz można dostać u pani przy kościele. Po dostaniu się do środka postanowiliśmy zostać, choć nie było bieżącej wody, ani ogrzewania, a budynek był bardzo wyziębiony. Woda była w rzece obok. Ognisko rzecz jasna zrobiliśmy przy schronisku, a siedząc przy nim podziwialiśmy w ciszy, spokoju i zamyśleniu otaczające nas wzgórza…. potem oddaliśmy się w ręce Morfeusza pod dachem tego "niezwykłego" budynku.
Spaliśmy na łóżkach i materacach otrzymanych od wspomnianej wcześniej pani.
8. dzień: Owczary - Sękowa - 15 km
Śniadanko było dość skąpe, bo okazało się, że sklep we wsi jest jeszcze nieczynny, a nasze zapasy się mocno skurczyły. Ten dzień ostatni był tylko krótką dojazdówką do auta, którym wracaliśmy do domu. Ostatnie chwile cieszyliśmy się rowerową wolnością i pięknymi widokami. Potem jeszcze w Gorlicach zakupy na drogę i jazda.
Podsumowanie:
Zrobiliśmy razem 416 km. Warto było się pomęczyć. Widoki były piękne, a kościołów drewnianych w bród. Dziękuję bardzo forumowiczom za podpowiedzi co do trasy, dziękuję Transatlantykowi za załatwienie bazy dla auta, dziękuję żonie, że puściła na wyjazd z kumplami i zadbała o smaczne jedzenie po powrocie i dziękuję przede wszystkim moim towarzyszom za wspólnie spędzony aktywnie czas i wyrozumiałość dla projektów moich tras oraz pomoc w nawigowaniu na trasie.