5-6 dzień
Wyprawy z dziećmi > Zalew Szczeciński 2017
Wyprawa rowerowa wokół Zalewu Szczecińskiego - czerwiec 2017
Dzień 5: Trassenheide – Peenemunde – Wolgast – Lassan - 50 km
Pogoda dopisywała kolejny dzień. Śniadanie zjedliśmy gdzieś obok drogi przy stoliku. Nieplanowo podjechaliśmy do Penemunde, aby zobaczyć łódź podwodną. Stara łódź nie robiła z zewnątrz dobrego wrażenia, ale wnętrze nas zaskoczyło. Pierwszy raz byliśmy. Dzieci się bały manekinów marynarzy i dźwięków, które tam były. Na nas dorosłych wrażenie zrobiło ciasne, nieprzyjazne wnętrza. Straszne, w jakich warunkach musieli kiedyś spędzać długi czas marynarze. Warto było zobaczyć.
Droga z Penemunde do Wolgast wiła się wśród łąk, mijaliśmy pasące się owce, cisza i spokój. Przy małym porcie w Zecherin zrobiliśmy postój na obiad. W Wolgast jest duży podnoszony most, robi wrażenie swoją skalą. Dotaraliśmy do Lassan. Przypadkiem odkryliśmy świetny prywatny kemping. Ale początek był dziwny, bo nikogo nie było, brama była otwarta, nie było kogo zapytać czy można się rozbijać. Trawka równa jak na polu golfowym. Za to były trampolina i jeszcze parę atrakcji. Rozbiliśmy namiot zachwyceni miejscem. Po jakimś czasie podjechał na rowerze jakiś Pan i ucieszył się na nasz widok. Potwierdził, że spokojnie możemy korzystać ze wszystkich udogodnień, co zresztą już nasze dzieci robiły od godziny.
Później nadjechali dwaj rowerzyści, którzy okazali się bardzo fajnymi ludźmi z Łodzi - Adam i Piotr. Wspólnie miło spędziliśmy czas.
Dzień 6: Lassan – Anklam – Bugewitz – Grambin koło Ueckermunde - 52,5 km
Ruszyliśmy w stronę Ueckermunde umówieni z poznanymi Łodzianami, że spotkamy się na kempingu. Pogoda zmieniła się na pochmurną z przelotnymi opadami. W parku krajobrazowym, gdzie wiła się wśród łąk, kanałów pełnych ptactwa droga rowerowa, zrobiliśmy przerwę na obiad przy punkcie widokowym. Tam przyszła burza z silnym deszczem. Przy kamieniu wylegiwały się dwie żmije nic sobie nie robiąc ani z pogody, ani z chodzących turystów. Ponieważ pogoda była trochę niepewna, założyliśmy z Karoliną nowo zakupione przed wyjazdem foliówki. Kurtki, które miały nas chronić przed deszczem okazały się niewypałem, ponieważ nie miały paska i wyglądaliśmy jak jadące na rowerze dwa worki na śmieci. Ani trochę to nas by nie uchroniło przed deszczem, a wyglądem rozbawialiśmy nie tylko Gosię, lecz także jadących z przeciwka rowerzystów. Wkrótce je zdjęliśmy. Do kempingu jechaliśmy z przerwami na postoje, aby się schować przed przelotnymi opadami, które były dość mocne. Kiedy dotarliśmy do kempingu, zobaczyliśmy namiot poznanych wcześniej kolegów z Polski. Obok namiotu mieliśmy fajną zjeżdżalnie na linii, z której korzystaliśmy odpowiednio zabawnie, najpierw pojedynczo Michał, potem Karolina i na końcu ja. Ale weselej było jak weszliśmy wszyscy razem, oj się działo. Dobrze, że pod nią był mięciutki plażowy piasek.