1-3 dzień
Wyprawy z dziećmi > Dolny Śląsk-Czechy 2022
Dolny Śląsk - Czechy sierpień 2022
Dzień 1: Ruszamy rowerami z Gryfowa Śląskiego zaglądając od razu na zapomniany rynek miasta. Gryfy były i wymiotowały właśnie wodą z fontanny. Po małej sesji zdjęciowej skierowaliśmy się w kierunku do Zamku Czocha. Żołądki miały jakoś wcześnie ochotę na drugie śniadanie więc zjedliśmy po drodze najdroższą w życiu zupę grochową z polowej kuchni umieszczonej na przydrożnym parkingu. Mimo wszystko smak pozostał na długo, więc za bardzo nie krytykowaliśmy wygórowanej ceny. Zamek Czocha obejrzeliśmy i skierowaliśmy się w stronę zapory Leśniańskiej. Jedną już minęliśmy, ale musieliśmy obejść się ze smakiem, gdyż była w remoncie i cała droga została zamknięta. Tama zrobiła na nas wrażenie, z dziećmi zrobiłem spacer na dół, skąd dopiero widać potęgę konstrukcji. Ładną boczną drogą dotarliśmy do miejscowości Leśna. Piękny, lecz trochę zaniedbany rynek zatrzymał nas na dłużej. Na lody i małe zakupy. Zadowoleni spokojnie wróciliśmy do Gryfowa.
Dzień 2: Wycieczka tylko samochodowa, więc bez rozpisywania się. Zwiedziliśmy Jelenią Górę, zahaczyliśmy o Termy (gdzie się wygrzaliśmy), hutę szkła „Julia” i jeszcze odwiedziliśmy stare, małe miasteczko, w którym w czasie studiów miałem okazję pracować na plenerach plastycznych – Lubomierz.
Dzień 3: Zaczęliśmy rowerowo od miejscowości Wleń. Droga bardzo spokojna wzdłuż rzeki Bóbr i obszar objęty Parkiem Krajobrazowym. W drodze zwiedziliśmy jedną z największych atrakcji dla moich dzieci – tunel leżący na nieczynnej linii kolejowej. Oprócz samego wiaduktu kolejowego, tunel stał się ogromną/straszną atrakcją. Następnie skierowaliśmy się w stronę zapory Pilchowickiej oraz starego mostu kolejowego i nieczynnego dworca PKP Pilchowice. Trochę czasu minęło, ponieważ położenie tych konstrukcji jest widokowe. Kolejną atrakcją był „Dziki Wąwóz” w Pokrzywniku. Tam zostawiliśmy rowery i pieszo pozwiedzaliśmy wąwóz, przy okazji mocząć się w rzeczce, zaglądając do różnych kamiennych zakamarków. Przy okazji Karoliny sandały okazały się być słabo wykonane - ich czarna farba elegancko zabarwiła jej stopy od kontaktu z wodą na kolor ciemno szary. Wyglądała jakby kopała nogami węgiel. Mieliśmy nieco ubawu z tego powodu.
Powoli wróciliśmy przez kolejny ładny metalowy most do Wlenia, gdzie na rynku zjedliśmy całkiem pożywny obiad z przyczepy. Obsługiwała ją sympatyczna Pani, a klientów znała wszystkich, my byliśmy wyjątkowymi jej dalekimi gośćmi. Późnym popołudniem pozwiedzałem jeszcze Lwówek Śląski, który był naszą stałą bazą. Z zaskoczeniem odkryłem czynną jeszcze knajpę, gdzie jadłem z kumplem obiad parę dobrych lat temu, gdy zwiedzaliśmy we dwóch te tereny rowerami. Niestety dworzec PKP nie miał tego szczęścia. Zachował się za to jeszcze Browar Lwówecki, zatem skorzystałem na rozmowie z będącym tam akurat zarządcą i wypiłem dobre dwa piwa.