1-3 dzień
Wyprawy z dziećmi > Dolinami Austrii 2018
Dolinami Austrii - sierpień 2018
Kiedyś tam byłem, miałem więcej czasu nie mając rodziny. Ale te rejony pociągały i niektóre miejsca chciałem zobaczyć jeszcze raz. Uznałem też, że są one atrakcyjne dla dzieci. Miałem ochotę podzielić się tym, co widziałem i opowiadałem rodzinie, pokazując im to „na żywo”.
Pojechaliśmy zobaczyć dwie duże alpejskie doliny położone w Austrii wzdłuż dwóch rzek: Salzach oraz Inn. Prowadzą tam odpowiednio wydzielone drogi rowerowe pod nazwą: Tauernradweg oraz Innradweg. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy.
Wyprawę zaczęliśmy w Rosenheim, gdzie zostawiliśmy auto bez opłat przy Polskiej Misji Katolickiej. Droga była oznaczona odpowiednimi znakami, ale jakość drogi typowo niemiecka, czyli różna. W przeciwieństwie do Austrii, Niemcy nie robią dróg tylko szerokich i asfaltowych lub czegoś twardego. Więc urozmaicenia nam nie brakowało tego dnia i bardzo fajnie. Tylko część dnia jechaliśmy przez Niemcy, aby dotrzeć do pobliskiej Austrii. Ale był to już nasz szlak wzdłuż rzeki Inn. Z Polski przyjechaliśmy z nadzieją, że będzie chłodniej. U nas trwały upały w najlepsze. Niestety tego dnia i tu było dość gorąco, choć nie tak parno. Skorzystaliśmy z basenu, aby się ochłodzić, a obiad skonsumowaliśmy w Kebabie. Mimo przeciwnego wiatru zrobiliśmy 48 km na rozkręcenie się w pierwszy dzień wyjazdu. Kemping znaleźliśmy w samą porę, ponieważ wieczorem zaczęło padać.
Ruszyliśmy dalej w dobrych nastrojach. Ten dzień motywowaliśmy szybkim dotarciem do Muzeum Kryształów Svarowskiego, które mieści się przez Insbruckiem w miejscowości Wattens. Córka zasuwała dość szybko i płynnie. Zmiana roweru na 26 cali zaprocentowała zwiększoną szybkością jej jazdy. Patrzyłem na styl jej jazdy i ten rower, to zacząłem zastanawiać się czy nie muszę zwiększyć rozmiarów swoich kół, abym nie jechał też na „dziecinnym rowerze”. Ale wszyscy mieliśmy ten sam rozmiar i to było dobre, 26 cali, jedna wspólna dętka. Tego dnia była jednak też gorąco. Niestety. Ale z drugiej strony sprzyjało nam otoczenie. Górskie, zimne rzeki, płynące obok nas. Niejednokrotnie się zatrzymywaliśmy, aby się ochłodzić i popatrzeć na otaczające nas Alpy. Sprawnie i dość wcześnie dotarliśmy do naszego postoju, który przypadkiem wypadł w wiosce Pille, gdzie był zapomniany mały kemping za 15 Euro. Na koniec dnia ponownie przyszedł deszcze, burza. Więc i tym razem nam się udało.
Ten dzień był poświęcony na Muzeum Kryształów Svarowskiego w Wattens. Nie było za dużo jazdy raptem ponad 10 km w jedną stronę. Ale takie było założenie, aby tego dnia poświęcić czas czemuś innemu. Muzeum jest dość rozległe, bo składa się na to nie tylko miejsce do zwiedzania, ale także do kupowania, oglądania filmów, a także restauracja, duży plac zabaw i fontanny. Muzeum było jednym z punktów wyjazdu, który również motywował Karolinę do jazdy. Prawie cały dzień tam spędziliśmy. Byliśmy mocno zmęczeni chodzeniem i podziwianiem, że z chęcią trochę posiedzieliśmy, podczas gdy dzieci jeszcze szalały. Miałem obawy czy po tylu wrażeniach tego dnia, córka będzie w stanie wrócić rowerem do bazy namiotowej. Po zakupieniu pamiątek z tego jubilerskiego miejsca wróciliśmy do bazy na kolację. Po kolacji jeszcze mieliśmy chęć się przejść po wiosce, w której spędziliśmy kolejną noc.
Pojechaliśmy zobaczyć dwie duże alpejskie doliny położone w Austrii wzdłuż dwóch rzek: Salzach oraz Inn. Prowadzą tam odpowiednio wydzielone drogi rowerowe pod nazwą: Tauernradweg oraz Innradweg. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy.
Dzień 1: Rosenheim – Kufstein - 48 km
Wyprawę zaczęliśmy w Rosenheim, gdzie zostawiliśmy auto bez opłat przy Polskiej Misji Katolickiej. Droga była oznaczona odpowiednimi znakami, ale jakość drogi typowo niemiecka, czyli różna. W przeciwieństwie do Austrii, Niemcy nie robią dróg tylko szerokich i asfaltowych lub czegoś twardego. Więc urozmaicenia nam nie brakowało tego dnia i bardzo fajnie. Tylko część dnia jechaliśmy przez Niemcy, aby dotrzeć do pobliskiej Austrii. Ale był to już nasz szlak wzdłuż rzeki Inn. Z Polski przyjechaliśmy z nadzieją, że będzie chłodniej. U nas trwały upały w najlepsze. Niestety tego dnia i tu było dość gorąco, choć nie tak parno. Skorzystaliśmy z basenu, aby się ochłodzić, a obiad skonsumowaliśmy w Kebabie. Mimo przeciwnego wiatru zrobiliśmy 48 km na rozkręcenie się w pierwszy dzień wyjazdu. Kemping znaleźliśmy w samą porę, ponieważ wieczorem zaczęło padać.
Dzień 2: Kufstein – Pille - 60 km
Ruszyliśmy dalej w dobrych nastrojach. Ten dzień motywowaliśmy szybkim dotarciem do Muzeum Kryształów Svarowskiego, które mieści się przez Insbruckiem w miejscowości Wattens. Córka zasuwała dość szybko i płynnie. Zmiana roweru na 26 cali zaprocentowała zwiększoną szybkością jej jazdy. Patrzyłem na styl jej jazdy i ten rower, to zacząłem zastanawiać się czy nie muszę zwiększyć rozmiarów swoich kół, abym nie jechał też na „dziecinnym rowerze”. Ale wszyscy mieliśmy ten sam rozmiar i to było dobre, 26 cali, jedna wspólna dętka. Tego dnia była jednak też gorąco. Niestety. Ale z drugiej strony sprzyjało nam otoczenie. Górskie, zimne rzeki, płynące obok nas. Niejednokrotnie się zatrzymywaliśmy, aby się ochłodzić i popatrzeć na otaczające nas Alpy. Sprawnie i dość wcześnie dotarliśmy do naszego postoju, który przypadkiem wypadł w wiosce Pille, gdzie był zapomniany mały kemping za 15 Euro. Na koniec dnia ponownie przyszedł deszcze, burza. Więc i tym razem nam się udało.
Dzień 3: Pille – Wattens – Pille - 22 km
Ten dzień był poświęcony na Muzeum Kryształów Svarowskiego w Wattens. Nie było za dużo jazdy raptem ponad 10 km w jedną stronę. Ale takie było założenie, aby tego dnia poświęcić czas czemuś innemu. Muzeum jest dość rozległe, bo składa się na to nie tylko miejsce do zwiedzania, ale także do kupowania, oglądania filmów, a także restauracja, duży plac zabaw i fontanny. Muzeum było jednym z punktów wyjazdu, który również motywował Karolinę do jazdy. Prawie cały dzień tam spędziliśmy. Byliśmy mocno zmęczeni chodzeniem i podziwianiem, że z chęcią trochę posiedzieliśmy, podczas gdy dzieci jeszcze szalały. Miałem obawy czy po tylu wrażeniach tego dnia, córka będzie w stanie wrócić rowerem do bazy namiotowej. Po zakupieniu pamiątek z tego jubilerskiego miejsca wróciliśmy do bazy na kolację. Po kolacji jeszcze mieliśmy chęć się przejść po wiosce, w której spędziliśmy kolejną noc.